Kiedy zobaczyłam zapowiedź książki Briana
Conaghana, byłam pewna, że to tytuł dla mnie. „Kiedy pan piecho gryzie” to
opowieść o nastolatku z zespołem Touretta, co z punktu widzenia nauczyciela
dzieciaków ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, było świetną okazją do
spojrzenia na świat oczami moich uczniów właśnie.
I tak było. Nie zawiodłam się absolutnie. Może
fabuła nie była w żaden sposób zaskakująca i łatwo było przewidzieć rozwój
sytuacji oraz zakończenie historii, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało.
Sama narracja była na tyle zabawna, a postać chłopaka tak dobrze wykreowana, że
z przyjemnością siegałam po tę książkę.
Dylan Mint podejrzewa, że wkrótce umrze, a
przed śmiercią chce zmienić otaczający go świat. Swego przyjaciela,
Pakistańczyka, chce uchronić przed rasistowskimi atakami ze strony rówieśników.
Ojca sprowadzić do domu ze strefy wojny. A samemu posmakować „miłości”. Jak mu
idzie? To już trzeba przeczytać samemu.
Co mi podobało się najbardziej? Poczucie
humoru, błyskotliwość, dystans i samoakceptacja głównego bohatera. Autor
książki świetnie pokazuje świat oczami nastolatka z problemami. Dylan wie, że
jest inny w oczach „normalnych” , którzy się z niego śmieją. Sam uważa, że nie
pasuje do szkoły dla „spazmatyków” i okrutnie nie lubi być traktowany właśnie
jakby był „inny”. On tak samo, a może i bardziej, pragnie równego traktowania, przede wszystkim właściwego
dla swego wieku. Pragnie bliskich relacji, przyjaźni i miłości. Jest bystry, grzeczny i dobrze wychowany.
Przekleństwa, które wychodzą z jego ust są wynikiem tylko i wyłącznie jego
choroby.
Moje dzieciaki w szkole są nieco młodsze, ale
dokładnie tak samo jak Dylan patrzą na świat. To właśnie od osób ze specjalnymi
potrzebami moglibyśmy uczyć się wrażliwości, niezgody na nierówność społeczną i
samoakceptacji.
Książkę Conaghana z całego serca polecam.
Ubawicie się i jeszcze zostaniecie zmuszeni do refleksji. Czego chcieć więcej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz