niedziela, 29 kwietnia 2018

ŻYCIE STEWARDESY Olga Kuczyńska


Opowiem Wam dziś o książce, do której podchodziłam trochę jak pies do jeża. Dlaczego? A bo moim zdaniem, nie każdy bloger musi pisać książki, a dziś o książce blogera będzie właśnie.

W połowie kwietnia swoją premierę miała książka Olgi Kuczyńskiej „Życie stewardesy”, która ukazała się nakładem – uwaga – National Geographic, a to zobowiązuje.


Od razu przyznaję, że od jakiegoś czasu Olgę i jej poczynania w internecie obserwuję i podczytuję, stąd w ogóle zainteresowanie jej książką.  Czy wszystko na jej profilach społecznościowych mi się podoba – skłamałabym, gdybym powiedziała, że tak, bo jej osobiste, duchowe opowieści mnie po prostu drażnią. No trudno, jeszcze się taki nie urodził, co by mu każdy dogodził.
Uwielbiam jednak jej opowieści traktujące stricte o pracy stewardesy i o jej przygodach z podróży. Bo ja po prostu uwielbiam latać, lotniska mnie ekscytują, turbulencje wzbudzją dreszczyk emocji, a lot w kabinie pilota, gdyby to było możliwe, byłby jednym z najpiękniejszych doświadczeń w życiu.

Zatem, w ten sam dzień, gdy książka do mnie dotarła, a było to jeszcze przed oficjalną premierą (tu przepraszam za spóźnioną recenzję), ochoczo zabrałam się za lekturę. I tak, jak do książki usiadłam, tak na drugi dzień ją skończyłam, bo czyta się ją bardzo dobrze i bardzo szybko. To trochę taki pamiętnik, zapis tego, jak marzenie o byciu stewardesą się rodziło i jak zostało zrealizowane. Dobra lektura, dla tych, którzy chcieliby poznać pracę załogi pokładowej od podszewki oraz realia panujące w tanich liniach lotniczych. To lektura dla tych, którzy marzą o Dalekim Wschodzie, bo Olga mieszkała i pracowała w Omanie. To naprawdę przykład przyjemnej książki na weekend w dodatku okraszonej naprawdę dobrymi zdjęciami autorstwa Olgi. Zatem może to dobry pomysł na ciepły majówkowy wieczór?

Co uważam za nieco słabszą stronę tej książki? Tak, jak już wcześniej wspomniałam... prywatne, duchowe zwierzenia Autorki. One moim zdaniem są w tej książce zupełnie niepotrzebne, nic do niej nie wnoszą. To jest książka o życiu stewardesy, a nie Olgi, więc chciałabym, żeby przede wszystkim było tu o stronie zawodowej, a nie prywatnej. To nie jest beletrystyka, to jest National Geographic.
Dalej odniosłam wrażenie, jakby książka nie miała zakończenia, jakby nagle się urywała. Może będzie kolejny tom? Tym razem o powrocie z Omanu do Polski i pracy dla LOT-u, bo tym teraz zajmuje się Autorka. 

Wreszcie od strony wydawniczej, książka z jednej strony jest wydana na kredowym papierze, ale jest w miękkiej okładce. Jakość papieru wołałaby chociaż o okładkę zintegrowaną. Albo z punktu widzenia wygody czytelnika, może lepszy byłby zwykły papier i zwykła okładka – byłoby lekko, wciąż ładnie i przyznaję bardzo przyjemnie dla oka  - plus za grafikę.

Książka ma u mnie bardzo duży plus. I jak się okazuje blogerzy mogą pisać dobre książki. Czekam kolejnej części!



Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Burda Książki.

środa, 4 kwietnia 2018

MEDIATORKA Ewa Zdunek


Dzisiaj premiera „Mediatorki” Ewy Zdunek. A cóż to za książka? Otóż ciekawa pod jednym względem – to świetne studium przypadków narodu polskiego i tego, jak „pięknie” nieelegancko rozwiązujemy nasze problemy. Cudnie się czytało o Polakach szarpiących się o dzieci, spadki, władzę, czy dorobek życia. Aż szkoda, że Autorka książki nie poprzestała na zbiorze anegdot z życia mediatora sądowego, bo takowy moim zdaniem czytałoby się wyśmienicie. A tak w książce znajdujemy zestaw anegdot, a raczej najdziwniejszych przypadków z życia mediatorów sądowych, które to w nieprawdopodobny wręcz sposób wszystkie stały się udziałem głównej bohaterki. Aż dziw, że udało się jej podźwignąć tak trudne sprawy samej borykając się z problemami psychicznymi.


I właśnie, moim skromnym zdaniem, wątek głównej bohaterki bardziej tu przeszkadzał niż pomagał - był tak  nieprawdopodobny. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, żeby ktoś tak słaby psychicznie, jak nasza bohaterka mógł pracować jako mediator sądowy.

Czy książkę polecam? Na pewno można ją przeczytać w czasie podróży pociągiem, czy w czasie wieczoru pod kocykiem, gdy chcemy się zrelaksować. Nie znajdziemy tu porywającej, pochłaniającej bez reszty historii. Rozerwiemy się, uśmiechniemy się, zobaczymy rodaków w nieco krzywym zwierciadle. Czy w główną historię książki uwierzymy? Pewnie nie... Tym bardziej, że książka nie ma zakończenia. Niby ów brak ma zachęcać i zapowiadać następny tom, ale czy chcę na niego czekać? Znacznie bardziej wolałabym publicystyczny zestaw opowieści z życia mediatora.

Wydawnictwu gratuluję bardzo przyjemnej akcji promującej książkę przedpremierowo oraz naprawdę zachęcającej wiosennej okładki.




Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu WAB.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

NIELEGALNY Trevor Noah


Recenzja Nielegalnego będzie krótka. To świetna, acz bardzo smutna lektura. Wiem, że owo stwierdzenie wywołać może burzę, bo jak można tak mówić o książce naprawdę zabawnego i inteligentnego komika, jakim jest Trevor Noah. O książce, która pełna jest zabawnych anegdot i wszem i wobec opisywana jest jako książka wywołująca salwy śmiechu. Bo to wszystko prawda.  Jednak to, co zdominowało moją percepcję tej książki, to ignorancja wobec historii najnowszej. Bo co my, zwykli szarzy obywatele Europy, mimo że dobrze wykształceni i niby światli wiemy o Apartheidzie?! Czego na ten temat nauczono nas w szkołach? Otóż niczego! Znamy pojęcie, wiemy o Mandeli i wiemy, że nas to nie dotyczy. A na południu Afryki, w czasach nam współczesnych działy się rzeczy nie mieszczące się nam w głowach. Czytając historię Trevora musiałam sobie non stop przypominać, że hej, ale ten facet jest młodszy ode mnie, że to nie jest historia o końcu czasów niewolnictwa u USA, to rzecz o świecie współczesnym, o tu i teraz!


To czego ten chłopak doświadczył, mogłoby go złamać, mógł się stoczyć, skończyć w kryminale. On jednak z cudownym poczuciem humoru odmienił swoje życie. Dziś robi karierę i bawi miliony. Może właśnie ten bagaż doświadczeń pozwola mu na tak zdystansowany i inteligentny dowcip na scenie i tak lekkie pióro w czasie pisania książki. Chłopak  przystępnie mówi o sprawach poważnych, okrutnych i ciężkich. Mamy tu mimo wszystko zabawną opowieść o okrucieństwie Apartheidu.

Przyznam szczerze, że z natury nie lubię „standupowców”, a Trevora i lubię i szanuję. Stając po stronie szeroko dostępnych recenzji, muszę przyznać również, że książka przepełniona jest zabawnymi anegdotami i można z nich się naprawdę uśmiać. Jednak całościowo ujęta książka zmusza do znacznie głębszej refleksji i za to tę pozycję bardzo cenię i bardzo ją polecam. Bo Nielegalny to książka, którą trzeba przeczytać, przemyśleć i zrozumieć!



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu WAB :)