Opowiem Wam dziś o książce, do której podchodziłam trochę
jak pies do jeża. Dlaczego? A bo moim zdaniem, nie każdy bloger musi pisać
książki, a dziś o książce blogera będzie właśnie.
W połowie kwietnia swoją premierę miała książka Olgi
Kuczyńskiej „Życie stewardesy”, która ukazała się nakładem – uwaga – National Geographic,
a to zobowiązuje.
Od razu przyznaję, że od jakiegoś czasu Olgę i jej
poczynania w internecie obserwuję i podczytuję, stąd w ogóle zainteresowanie
jej książką. Czy wszystko na jej
profilach społecznościowych mi się podoba – skłamałabym, gdybym powiedziała, że
tak, bo jej osobiste, duchowe opowieści mnie po prostu drażnią. No trudno,
jeszcze się taki nie urodził, co by mu każdy dogodził.
Uwielbiam jednak jej opowieści traktujące stricte o pracy stewardesy i o jej przygodach z podróży. Bo ja po prostu uwielbiam latać, lotniska mnie ekscytują, turbulencje wzbudzją dreszczyk emocji, a lot w kabinie pilota, gdyby to było możliwe, byłby jednym z najpiękniejszych doświadczeń w życiu.
Uwielbiam jednak jej opowieści traktujące stricte o pracy stewardesy i o jej przygodach z podróży. Bo ja po prostu uwielbiam latać, lotniska mnie ekscytują, turbulencje wzbudzją dreszczyk emocji, a lot w kabinie pilota, gdyby to było możliwe, byłby jednym z najpiękniejszych doświadczeń w życiu.
Zatem, w ten sam dzień, gdy książka do mnie dotarła, a było
to jeszcze przed oficjalną premierą (tu przepraszam za spóźnioną recenzję),
ochoczo zabrałam się za lekturę. I tak, jak do książki usiadłam, tak na drugi
dzień ją skończyłam, bo czyta się ją bardzo dobrze i bardzo szybko. To trochę taki
pamiętnik, zapis tego, jak marzenie o byciu stewardesą się rodziło i jak
zostało zrealizowane. Dobra lektura, dla tych, którzy chcieliby poznać pracę
załogi pokładowej od podszewki oraz realia panujące w tanich liniach lotniczych.
To lektura dla tych, którzy marzą o Dalekim Wschodzie, bo Olga mieszkała i pracowała
w Omanie. To naprawdę przykład przyjemnej książki na weekend w dodatku
okraszonej naprawdę dobrymi zdjęciami autorstwa Olgi. Zatem może to dobry
pomysł na ciepły majówkowy wieczór?
Co uważam za nieco słabszą stronę tej książki? Tak, jak już
wcześniej wspomniałam... prywatne, duchowe zwierzenia Autorki. One moim zdaniem
są w tej książce zupełnie niepotrzebne, nic do niej nie wnoszą. To jest książka
o życiu stewardesy, a nie Olgi, więc chciałabym, żeby przede wszystkim było tu
o stronie zawodowej, a nie prywatnej. To nie jest beletrystyka, to jest
National Geographic.
Dalej odniosłam wrażenie, jakby książka nie miała zakończenia, jakby nagle się urywała. Może będzie kolejny tom? Tym razem o powrocie z Omanu do Polski i pracy dla LOT-u, bo tym teraz zajmuje się Autorka.
Dalej odniosłam wrażenie, jakby książka nie miała zakończenia, jakby nagle się urywała. Może będzie kolejny tom? Tym razem o powrocie z Omanu do Polski i pracy dla LOT-u, bo tym teraz zajmuje się Autorka.
Wreszcie od strony wydawniczej, książka z jednej strony jest wydana na kredowym papierze, ale jest w miękkiej okładce. Jakość papieru wołałaby chociaż o okładkę zintegrowaną. Albo z punktu widzenia wygody czytelnika, może lepszy byłby zwykły papier i zwykła okładka – byłoby lekko, wciąż ładnie i przyznaję bardzo przyjemnie dla oka - plus za grafikę.
Książka ma u mnie bardzo duży plus. I jak się okazuje
blogerzy mogą pisać dobre książki. Czekam kolejnej części!